REFLEKSJE POKONFERENCYJNE
Maria Waloszek - Brzozoń
Drogie koleżanki i koledzy,.
Chciałam również podziękować za wspólnie spędzony czas w Oldenburgu, za ciekawe wykłady, warsztaty, dyskusje, spotkania.
Tegoroczny tytuł Sympozjum był rzeczywiście niezwykle inspirujący do przemyśleń i głębokiej refleksji, gdyż dotyczył wolności człowieka. Przede wszystkim dziękuję Thomasowi za wspaniałą organizację, serdeczne przyjęcie i ugoszczenie nas wszystkich w Oldenburgu. Nie chcę robić jakiegoś podsumowania i się wielce rozpisywać, ale czuję potrzebę podzielenia się kilkoma ważnymi dla mnie refleksjami, przeżyciami i doświadczeniami z tych dni.
Wykład wprowadzający profesora M. Bormhutha był wspaniały, przedstawiony po mistrzowsku, i byłoby świetnie, gdybyśmy mogli otrzymać go w formie pisemnej (chętnie bym do niego wróciła). Tobie, Ralf, pragnę serdecznie podziękować za uwrażliwienie nas na problematykę etyczną, medyczną i prawną stosowania przymusu bezpośredniego i wskazanie na napięcia pomiędzy wolnością i dobrem pacjenta a stosowaniem przymusu bezpośredniego. To powinno zawsze nas wybudzać z letargu, przyzwyczajeń, schematów i automatyzmów w naszym postępowaniu z chorymi.
Byłam do głębi poruszona filmem „Ich werde nicht schweigen”, który wspólnie obejrzeliśmy. Było mi trudno po tym filmie mówić. Film ukazujący potworności ideologii nazistowskiej, gdzie człowiek chory psychicznie, upośledzony umysłowo był systematycznie i celowo eksterminowany, czyli po prostu zabijany na różne sposoby, np. poprzez stopniowe zagładzanie na śmierć, tak jak bo było w tym filmie. Wiemy, że to dotyczyło całych nacji, grup społecznych – Holocaust itd. A wszystko to czyniono w imię fałszywego dobra, czystości rasy – tak jak to stwierdzał dr Ahrens, powołując się na ideologię narodowo-socjalistyczną, kiedy z takim zacięciem i przekonaniem mówił, że „zabijanie takich pacjentów było dla nich samych wybawieniem”. Rozmowa głównej bohaterki filmu z dr. Ahrensem jest niezwykle poruszająca: „Jak to jest – jako lekarz i kierownik wydziału zdrowia grać Boga i móc decydować o życiu i śmierci”.
W kontekście tego filmu i znanych powszechnie faktów historycznych tego straszliwego okresu Niemiec i Europy, tematyka tzw. asystowanego (wspomaganego) samobójstwa i wysłuchanie wykładu prof. Ulricha Lilie z Berlina zrodziły we mnie sporą dawkę niepokoju, obaw, refleksji i wewnętrznego sprzeciwu sumienia. Czuję jakbym była z różnych stron zalewana falami cywilizacji śmierci a nie życia. Dominujący „totalitaryzm kulturowy”, m.in. gloryfikujący śmierć zdaje się coraz bardziej o tym świadczyć.
Chcę Wam powiedzieć, że ja pragnę i potrzebuję życia a nie śmierci. Potrzebuję pełni życia, które nie umrze. To jest najgłębsza potrzeba mojej ludzkiej natury i mego serca. Potrzebuję życia wiecznego, choć wiem, że umrę tak jak wszyscy śmiertelni ludzie. Jako chrześcijanka wierzę jednak „w ciała zmartwychwstanie”, które może mi dać tylko Bóg. Dlatego „bóle nie do zniesienia” i okrutne cierpienia i męki umierania nie mogą być w moim przekonaniu same w sobie wystarczającym argumentem za tym, by celowo wybrać samobójstwo i bym jako lekarz uczestniczyła (wspomagała) zaplanowane samobójstwo. Wszystko we mnie „krzyczy” przeciwko takiemu działaniu. Tym bardziej, że my jako lekarze zobowiązani jesteśmy przysięgą Hipokratesa do ratowania życia i niesienia ulgi w cierpieniach, ale nie do zabijania życia. Jako psychiatrzy zawsze staramy się nieść pomoc ludziom z myślami samobójczymi. Stanowi to również przesłankę do przyjęcia i leczenia bez zgody, zgodnie z obowiązującą w Polsce Ustawą o Ochronie Zdrowia Psychicznego.
Osobiście przeżywam swoje życie jako wspaniały dar i tajemnicę, której nie jestem w stanie do końca pojąć i nie czuję się panią swojego życia ani swojej śmierci. Zdaję sobie sprawę z tego, że moje słowa mogą u niektórych budzić zdziwienie, sprzeciw albo niechęć, jednak muszę to wyrazić właśnie ze względu na szacunek do każdego z Was i do samej siebie, w poczuciu odpowiedzialności i wewnętrznej wolności.
Wiem, że w dzisiejszym zsekularyzowanym świecie, pełnym dyktatury relatywizmu, promującym indywidualizm, taka postawa jest coraz bardziej niepopularna, „nie na miejscu”, jednak dla mnie ma ona najgłębszy sens i nadaje znaczenie mojemu życiu a także mojej śmierci. Dlatego, moi Drodzy, musiałam się z Wami podzielić tą refleksją.
W czasach ideologii narodowo-socjalistycznej zabijano ludzi w imię ich rzekomego dobra i fałszywej wolności. Czyniono to w majestacie prawa i nauki. Obawiam się, że dziś jest podobnie, tylko głosi się to i czyni w sposób bardziej wyrafinowany i zawoalowany. Oczywiście w medycynie dopuszczalne jest zaprzestanie tzw. uporczywej terapii, ale jest to czymś zupełnie innym niż celowe samobójstwo wspomagane. Nie rozumiem, dlaczego człowiek wybiera śmierć zamiast życia. Jakżeż mocno to widać teraz w tej okrutnej wojnie na Ukrainie. Jest rzeczą straszną jak bardzo w dzisiejszym świecie dominuje kultura, która pragnie śmierci jak przyjaciela. To jest tak jakby wolność oderwała się od pragnienia serca. To jest jak niszczenie czegoś najbardziej ludzkiego w człowieku – jego serca, pragnienia życia oraz poczucia tajemnicy życia.
Od wyjazdu z Oldenburga noszę w sobie te wszystkie sprawy i przemyślenia, aż w końcu doszłam do przekonania, że chcę i muszę się nimi z Wami podzielić, gdyż jest to dla mnie problem najwyższej wagi.
Serdecznie Was wszystkich pozdrawiam.
Marysia Waloszek-Brzozoń